Gdy rozmawiamy, mości sobie posłanie Lusia, pies znajomej, czarny kundel z ujmująco wielkimi oczami — jeszcze przez kilka dni będzie pod troskliwą opieką Marysi i Pawła. Maria, we wzorzystej sukience, z różowym zegarkiem na przegubie i bosymi stopami, szykuje hummus. Ugotowaną cieciorkę cierpliwie uciera z tahiną, solą, sokiem z cytryny, kminem rzymskim i kolendrą do czasu, aż grudkowata masa zmieni się w aksamitny krem. Marysiowy hummus — podany w ceramicznych miseczkach, przyozdobiony chlustem oliwy zrobiła ku uciesze znajomych i jej najbliższych, z którymi dzieli miłość do tego smaku. Do pełni szczęścia brakuje gości, gdzieś w tle pobrzmiewa polonez Wojciecha Kilara. Odnosimy wrażenie, że ta dwójka prowadzi dom otwarty. Że przez mieszkanie przechodzi wiele osób – przyjaciół, znajomych z podobnego środowiska. Że to taka przestrzeń sztuki, w której spotykają się ich prywatność i działalność artystyczna.
Warunki temu sprzyjają. Trzypoziomowe mieszkanie wydaje się jedyne w swoim rodzaju, pełne przedmiotów, które budują scenografię ich osobliwego świata. Można w nim znaleźć magiczne artefakty, sztukę i pamiątki duchowe, do których prowadzą ich zainteresowania, rytuały, wiara.
Wykrzywiona w grymasie maska Bhajrawy — hinduskiego bóstwa, flaga Lhezik — państwa zmyślonego przez Władka, bęben ramowy i ukulele, palenisko z solnych bryłek, które pilnie strzegą pluszowe tygrysy. Salon wypełniają książki o astrologii, medycynie chińskiej, samorozwoju, kuchni wegańskiej. Zapachy i bibeloty. Poza tym mnóstwo tu roślin — monster, fikusów dębolistnych, paprotek, aloesów i obłędnie pachnącego geranium. Jest swojsko, bezpretensjonalnie.
Kuchnia, serce domu, skąd zawsze dobiega gwar rozmów, pełna jest tego, co osobiste, podarowane, znaczące. Odbitka dłoni Władka, wykonana techniką cyjanotypii, zdjęcia wywołane na drewnie, które niczym noworoczną kartkę, co roku dostają od znajomego z Hiszpanii, wiszący na lodówce przepis na zupę mocy, spisany na wyrwanej z zeszytu, pożółkłej już kartce. Radosny festiwal kształtów i kolorów, rozmaitość ceramicznych miseczek i kubeczków, kosze z działkowymi ziemniakami, kubeł z kwaśnymi jabłkami. I chociaż trudno tu o wolny skrawek przestrzeni, tłok nie przytłacza. W powietrzu czuć, że znajdzie się miejsce dla każdego.
Sypialnia to schronienie i azyl. Tu Marysia lubi medytować. Tu znajduje się jej ołtarzyk. Świece, kadzidła, portret indyjskiego mistrza, czerwona bransoletka po hinduskim rytuale Abiszekam. Miejsce o niezwykłej energii, z którego można wyjść zachłyśniętym magią tego, co nieznane.
Mieszkanie mieści się w modernistycznym bloku na szczecińskim Niebuszewie. Ma trzy poziomy i 109 metrów kwadratowych. We wnętrzu zachował się skromny, lecz znaczący detal architektoniczny pod znakiem parkietów, desek i wszechobecnych boazerii. Po wprowadzeniu się przytłaczające ciemne deski przemalowano na biało. Tapety strukturalne zastąpiono gładzią. Zamiast przeszkleń w drzwiach w kolorze bursztynowym — pojawiły się kolorowe materiały. Dla Marysi i Pawła to przestrzeń wyjątkowa, a ze wszystkimi niedoskonałościami — także sentymentalna.
Zdjęcia: Michał Szałkiewicz